sobota, 17 grudnia 2016

Cicha jesień.

Wersja robocza z listopada:
"Cicho sza.
Pusto ostatnio zrobiło się w moim świecie kontaktów damsko-męskich.
Aż nie poznaję siebie, bo zazwyczaj po rozstaniu z uporem maniaka pakowałam się w kolejne męskie ramiona. Często przypadkowe, niestety.

Cicho sza.
Dopuszczam spotkania tylko z jednym znajomym, którym nie jestem zainteresowana jako materiałem na przyszłego partnera. Po co? Dla świadomości, że jednak jakiś facet się mną interesuje choćby na tyle, by zaprosić mnie na herbatę.
Uściślając - obecnie nie jestem zainteresowana żadnym mężczyzną jako potencjalnym partnerem. Gdy myślę o kolejnym związku, to słabo mi. Mdleję i rozpadam się na kawałki, przypominając sobie te wszystkie dylematy, rozterki i ataki zazdrości. I z ulgą wracam do mojego cichego świata na społecznym uboczu, gdzie otula mnie światło monitora lub blask zapachowej świeczki."



Czy coś się zmieniło od tamtego czasu?
Odrobinę.

Zaczynam się otwierać.
Otwierać głowę.
Odważniej marzyć.

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
A w sercu lżej się robi. Mija. Prze-mija.
Więcej miejsca na spojrzenia innych mężczyzn.

Może będą jeszcze ze mnie ludzie.


środa, 26 października 2016

Wspólne zdjęcia.

Oglądam nasze zdjęcia z podróży.
Zdjęcia z życia codziennego.
Zdjęcia z przeszłości.

Odczuwam duży smutek, gdy wspominam ostatnie lata z nim spędzone, bo mam poczucie straty.
Tyle chwil.
A teraz dziura w duszy.
Mam jednak wrażenie, że doszłam do takiego punktu, w którym uświadomiłam sobie, że ta dziura ma jakieś granice.
Dół ma dno.
I zastanawiam się, jak to się dzieje, że czas wszystko rozmywa.













czwartek, 29 września 2016

Brak.

Brakuje mi go.
7 lat znajomości.
4 lata związku.
Bycia razem w doli i niedoli.
Miliony wspomnień. Jak na złość teraz atakowana jestem jedynie przez te wspomnienia dobrych chwil.
Myślałam, że będziemy razem mimo wszystko, a z drugiej strony nie widziałam dalszej przyszłości z nim.
Jestem popieprzona, nie?

Boli cholernie.
Dzień za dniem się wlecze. Jedynie muzyka daje wytchnienie. I spacery po parku.

Zaczyna do mnie docierać, że już nigdy nie będę go miała w swoim życiu, tak jak to było do tej pory.
Już nigdy nie pojadę z nim w żadną podróż, nie zjem leniwego sobotniego śniadania i nie popatrzę, jak w fartuszku uwija się w kuchni szykując dla nas posiłek.
Nie będę słuchać muzyki, leżąc obok niego.
Oglądać z nim filmów, denerwując się dlaczego jego nie śmieszy to, co mnie.
Nie będzie godzinnych rozmów przy herbacie po śniadaniu/obiedzie/kolacji.
Seksu pełnego czułości.

Czekam.
Jesień i zimę chciałabym przespać.
Nie myśleć.
Nie płakać.

Wiem, że przechodzę teraz żałobę po związku.
Wiem, że to kiedyś minie.
Ale teraz siedzę i zagryzam pięści, by nie rozryczeć się na głos, bo za ścianą śpi lokatorka.






niedziela, 18 września 2016

Czas.

Dobra.
Pomarudziła i koniec.

Rozpoczynam czas dla siebie.
Czas z ulubioną muzyką.
Czas z filmem i darmowym pasjansem online.
Czas wypełniony ciszą, smutkiem i gapieniem się w sufit.
Czas oglądania durnych vines'ów na YT i picia piwa.
Czas modlitwy, tak dawno nieużywanej, zakurzonej.
Czas robienia niepotrzebnych zdjęć w zapomnianych przez ludzi miejscach.
Czas rozważań, robienia planów i postanowień.
Czas wściekania się, że ich nie realizuję.
Czas "chcę tego tu i od zaraz" oraz czas "na wszystko przyjdzie pora".

Czas.
Tego mi teraz trzeba.
Zaczynam...


niedziela, 11 września 2016

Miejsce na Ziemi.

Nieopublikowany wcześniej post:

"To nie to.
Czuję to za każdym razem, gdy internet/praca/telewizor stają się centrum świata, a ja zamieniam się w mebel. Coraz mniej mi już się chce zwracać na siebie jego uwagę. Inni mnie zauważają, on raz na tydzień. W końcu sypiamy w jednym łóżku i dzielimy ze sobą mieszkanie. Wtedy ja też uciekam w swoje "internety" i miejsca, gdzie ktoś mnie zauważa.

To nie to.
Uświadamiam to sobie za każdym razem, gdy odpowiadam sobie na pytanie "czy wyobrażam sobie spędzenie z nim życia?". Nie. Nie wyobrażam sobie. Jeszcze w tamtym roku dotarło do mnie, że ludzie się nie zmieniają. On nigdy nie będzie bardziej przebojowy/uczuciowy/zaangażowany. To, co mi obecnie daje, to maksimum jego możliwości. Taki introwertyczny charakter. NIE ZMIENI SIĘ.

To nie to.
Jest dużym, nieodpowiedzialnym dzieckiem, a jak tu z dzieckiem zakładać rodzinę? Nie potrafi wstać do pracy na określoną godzinę, nie płaci mandatów, które z uporem maniaka otrzymuje, potrafi zapomnieć koła zapasowego od mechanika, zgubić klucze od domu, jego poczucie estetyki dopuszcza centrymetrowe warstwy kurzu na regałach, a pranie robi dopiero gdy już gaci nie można przewrócić na drugą stronę. Duży dzieciak. Nieszczęście, że trafił na kobietę, która ma syndrom "daj, zrobię to za Ciebie/zrobię to lepiej". Mam zapędy do matkowania mu, przyznaję. I to jest chujowe."



 A więc musiało się tak skończyć.


Nie mam swojego miejsca.
Właśnie wyprowadziłam się od faceta, z którym kolejny raz zerwałam.
W nowym mieszkaniu jeszcze się nie zaaklimatyzowałam. Z resztą nie będę się dobrze czuć ze świadomością, że pomagam spłacać kredyt mieszkaniowy dziewczynie o 2 lata ode mnie młodszej, a sama nic nie zrobiłam do tej pory w tym zakresie. Kredytu. Ślubu z bankiem.
Chyba liczyłam na to, że ówczesny facet podsunie mi jakieś rozwiązanie.
Gdzie będziemy mieszkać? Jak żyć?
A teraz żyję jak sierota.
Z domu rodzinnego już wyrosłam. Czuję się tam, jak w za małym na mnie dresie, który mimo, że wygodny, to jednak ma za krótkie rękawy i nogawki. Nie mieści mnie.
Wszyscy mnie denerwują. Starzy znajomi z ich reakcjami i tekstami, które znam na pamięć. Nowi znajomi, bo ich nie ma.
Pracę traktuję obecnie tylko jako źródło utrzymania. Codziennie odliczam czas, gdy szef opuści biuro i będę mogła włączyć pasjansa. I przeczekać do końca, pomiędzy marudzeniem jednej koleżanki, a fochami drugiej.
Za nic konstruktywnego nie potrafię się wziąć, bo po kilku dniach/tygodniach mi się odechciewa. Słomiany zapał.
Mam dość.

Wyjazd w Bieszczady dał trochę wytchnienia. Może tam bym pasowała?






środa, 1 czerwca 2016

Wiecz(or)na czerń.

Czy to jest tak, że przyciągam osoby ponure, pesymistyczne, wycofane uczuciowo?
Ja sama boję się okazywać uczucia (a nie daj borze zielony w miejscach publicznych), bo krytyk w mojej głowie zaraz oceni. 
Negatywnie, rzecz jasna.
Jasna cholera mnie bierze.
Bo jestem świadkiem, jak z osoby pogodnej, pełnej zapału i chęci do działania przeistaczam się w zrzędzącego trolla, którym nigdy nie chciałam się stać.
Są takie dni, kiedy mam serdecznie dość siebie.
Ostatnio takich dni coraz więcej.

A tu wiosna już dawno.
Szkoda, że bawią się beze mnie.
Ze smutkiem i lekkim niepokojem przyznaję, że czekam aż jutro po pracy zasiądę i otworzę piwo.
Psssss...






piątek, 1 kwietnia 2016

Otwieram okno!

"Dziwnie czuję się pisząc internetowy pamiętnik, dlatego robię to tak rzadko. Nie jestem tak otwarta i skora do dzielenia się z obcymi ludźmi swoim światem, jak myślałam o sobie kiedyś. Od naprawdę intymnych myśli mam swój tradycyjny pamiętnik w formie papierowego zeszytu. Zeszyt. Pisanie w zeszycie. Kto to dziś z własnej woli robi? A jeśli jednak, to witam w klubie.

Jest we mnie taki rodzaj pustki, której nic nie zagłuszy. Żadna relacja, rozmowa. Joga, taniec, spotkania ze znajomymi. Filmy, muzyka, podróże. Nic na dłuższą metę nie przynosi ukojenia. Dopiero teraz uczę się przebywać z tą pustką, ponownie oswajam smutek. Robię dla niego miejsce. Nie jest to miłe uczucie. A ja bym chciała, żeby było miło. Mała dziewczynka z dziurą w duszy."




Taki post naskrobałam 6 marca 2016.

Dziś nastrój zgoła odmienny.
Całkiem inny w zasadzie.
Niespodziewane wieczorne wyjście ze znajomymi i to jeszcze do lokalu, który od jakiegoś czasu planowałam odwiedzić.
Borze zielony jak bardzo mi tego brakowało!
Nowych ludzi, innej energii, kolejnych planów na życie.
Muszę otaczać się pozytywnymi osobami, bo zaczęłam czuć się we własnym życiu jak w ciasnym pokoju z drzwiami bez klamek.

Na szczęście jest tu okno.
I właśnie ktoś to okno otwiera.
Wiosna?